"A zaufanie, to taka czarna świnia.
W dzień jest, w nocy nie ma..."
(cytat lepiej brzmiący z akompaniamentem,
happysad)
Zaufać podobno jest bardzo łatwo.
Zwłaszcza jeśli jest się otwartą osobą. Ja jestem z gatunku tych pozornie otwartych. Jeśli zapytasz o mój charakter kogoś z mojego otoczenia, usłyszysz, że szybko nawiązuje kontakty i wchodzę w bliższe relacje.Jak wiecie są trzy prawdy, to jest ta trzecia.
Mogę powiedzieć komuś cześć, zapytać, co sądzi o tym i o tamtym, pożartować i ponucić jakiś kawałek (oczywiście, nie wstydząc się swojego fałszu), ale żeby odkryć mu jakąś cząstkę siebie, potrzebuję sporo czasu. Czasu i cierpliwości. A coraz częściej dochodzę do wniosku, że nie mam ani jednego, ani drugiego.
Kiedyś mojej koleżance w zwykłej pogawędce wyrwało się: "Ty jesteś taka gorąca w środku, a próbujesz być taka zimna...". Nad tym jednym zdaniem rozmyślałam tydzień.
Przecież wszyscy uważają mnie za pogodną, swobodną osobę? Ja zimna na zewnątrz? A nie jest przypadkiem na odwrót!?
Nie jest. Choćby najpogodniejsza maska w dotyku zawsze będzie zimna. Doszłam do wniosku, że moja jest lodowata. Ale jak to zawsze mówię, lepiej być ciepłym lub zimnym, nigdy letnim:P.
Chowam się przed tym zaufaniem. Bo prawdziwa bliskość chowa się przede mną. Moja rzeczywistość wydaje się kompletnie nie taka jaką sama sobie bym stworzyła. A najgorszy jest fakt, że musisz podołać temu odrealnionemu wizerunkowi, który wykreowali sobie ludzie patrząc na ciebie.
Nienawidzę, gdy ktoś patrzy na mnie z dołu. Tak, to nie pomyłka. Patrzą z dołu. Wyczuwają zagrożenie. Porównują się. Robią ze mnie nadczłowieka, a tak naprawdę w ogóle mnie nie znają.
Może to ja nie daje się poznać? Na pewno 99% winy leży po mojej stronie. Moja maska, mur, kopuła, okopy, mam wszystko, co spokojnie pozwoliłoby wytrwać kilka lat ciężkiego oblężenia. Ale jakoś nikomu się do ofensywy nie pali. Pierwsze wrażenie jest podobno najlepsze. Tylko szkoda, że na tym pierwszym się kończy, wyrabiamy sobie o kimś zdanie i tak już pozostaje.
O mnie zawsze sobie wyrabiają zawyżone opinie. Nienawidzę tej zazdrości w oczach, tego zagrożenia, że dybię na ich szczęście, tej niepewności, czy może jestem od nich lepsza, czy jeszcze nie. Dajcie mi powietrza! Ja tylko próbuję coś z tym swoim życiem zrobić, coś znaleźć, z czegoś być dumna, nikogo przy tym nie krzywdząc. A przez was muszę co dzień brać na barki więcej niż mam siłę udźwignąć, bo tak dobitnie mnie sobie stworzyliście, że coraz bardziej naturalne wydaje mi się chodzenie w waszej skórze. To mnie gubi.
Ale właśnie otrzepuję sobie kolana. I rzucam o ścianę waszymi wyimaginowanymi X (tu z rozpędu napisałam swoje imię w liczbie mnogiej:P, ale zdążyłam się zaiksować), bo teraz jest czas na szukanie siebie i dojrzewanie do bliskości z osobami, które naprawdę na to zasługują.
Trzeba być gotowym na otwarcie komuś furtki. To musi być magia, jeśli komuś uda się dotknąć Twojego 'ja'.
Mnie pozostaje gdybanie, bo nawet jeśli ktoś kupi kilof i weźmie się do pracy, to w najmniej oczekiwanym momencie zmienię fortecę.
Miałam tego nie pisać, ale tutaj się mogę przyznać:
po prostu się tego zaufania boję...