piątek, 24 sierpnia 2012

Niespełnienie

No nie, no nie, no nie...
Zapewne uznacie, że to dla komentarzy i jakiegoś odzewu z waszej strony (o czym mówiłam w pierwszym poście), ale po prostu muszę to zrobić!
Muszę się trochę nad sobą poużalać!
Taki dzień dzisiaj użalająco-bezproduktywnie-demotywujący.
Bo jak tu cholera mieć marzenia, jak się wydaje, że od urodzenia się do tego nie nadajesz?
Teraz powiem coś, po czym w niebywałym tempie zamknięcie tego bloga i nigdy na niego nie wrócicie, w obawie przed wynurzeniami kolejnej niespełnionej nastolatki, żądnej bycia 'wielką gwiazdą'.
Chcę grać w teatrze!
Jeśli jeszcze to czytacie, to małe sprostowanie się należy:
a) niespełniona tak do końca nie jestem, gram sobie tu i tam, jak nie mam gdzie, to sobie sama scenariusz piszę i wystawiam, ot taka samowystarczalna być próbuję.
b) Nastolatka tak, ale już nie długo, 18 lat krzyczy, że teraz jest ten czas na te trudne wybory, na działanie, branie tego życia w garść i ustawianie świata na własny sposób. Ale jak tu cokolwiek poustawiać, jak się w ogóle nie interesujesz feng szui. Zła energia i bałagan. Taki świat nieumeblowany. Nie, w trakcie remontu.
c) 'wielką gwiazdą być'... nawet nie wiem, co to znaczy. Chcę grać. Teatr absurdu. Film. Wszystko, co pachnie sztuką. Mogę żyć za 1000zł/ms, tylko być sobie na scenie, tak żeby scena chciała mnie w takim stopniu jak ja ją.
Powrót. Do tego użalania się.
Start:
chyba się do tego nie nadaję.
Aktor, to istota sama w sobie doskonale skonstruowana do grania. "Naznaczona". Od urodzenia Widać aktora, słychać i od dziecka czuć.
A ja?
Krzywe nogi, krzywe usta jak mówię, krzywa przegroda nosowa, za duży biust (tak! w teatrze, to wada! Chyba, że jest się Kasią Figurą:P), wszystko jakieś takie mało teatralne. Nie skupiam się tylko na wyglądzie.
Wnętrze też takie nieodpowiednie.
Może za płytkie. Może po prostu nie do tego stworzone?
Zaczynam wierzyć w naturalną selekcję. Nie rodzisz się aktorem - nie jesteś nim. Choćbyś nie wiem jak bardzo tego pragnął. 
Karma? Może. Przeznaczenie? Chyba mi bliższe. No i bunt. Taka frustracja, że by się bardzo chciało. A tu szyderczy chochlik w oczy zagląda i się śmieje, bo widzi bezsilność.
Najbardziej się boję w życiu bezsilności. Tej chwili, gdy do mózgu dochodzi myśl, że nie jesteś w stanie nic zrobić, że wszystko się dzieje obok? poza? tobą i jesteś jak widz, pozostaje ci tylko patrzeć.
Ale teatr daje siłę. Jest magią. To totalna wolność. Liczy się słowo, gest i prawda. Twoja rzeczywistość, ale destylowana przez widzów. 
I te słowa widza po spektaklu - "naprawdę się wzruszyłem" - nie zapomnisz, nie wyrzucisz, nie znikną, gorzej, bo będą wracać. I wracają do mnie zawsze, gdy w głowie brzęczy - jak roznosząca choroby zakaźne mucha - myśl, że się do tego w ogóle nie nadaję... I znowu ogłuszają nadzieją, że jednak jest jakaś szansa na tą PWST...

1 komentarz: